Niekończący się problem śmieci w szczególności tych śmierdzących już niedługo może przybrać na sile. Nie chciała ich Warszawa mogą wjechać do Nadarzyna.
Śmieci w zasadzie są wszędzie i coś trzeba z nimi robić. Ale gdy pozwolenie na ich obrabianie dostają firmy których technologie przetwarzania nie są z najwyższej półki, a ich lokalizacja jest zbyt bliska skupisk mieszkaniowych, to powstają konflikty i kłopoty. Kłopoty zarówno dla sortowni jak i mieszkających obok sąsiadów.
Tak mamy w Nadarzynie i tak mają mieszkańcy Bielan w Warszawie.
Przy ulicy Kampinoskiej na Radiowie swoje składowisko, kompostownię odpadów zielonych i zakład mechaniczno-biologicznego przetwarzania odpadów ma Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania. Spółka ta, po wygranym przetargu zaczęła obsługiwać, aż dziesięć dzielnic Warszawy. Pozwoli jej to na przetwarzanie ponad 160 tys. ton zmieszanych odpadów. Śmieci te po przesianiu przez wielkie sita i "ustabilizowaniu" mają jedną wielką wadę - potwornie śmierdzą, chociaż teoretycznie i podręcznikowo nie powinny.
Mieszkańcy Bielan po licznych protestach doprowadzili do rozmów z zarządem spółki, która obiecała im zmniejszenie problemu "odorowości". A tym ma być wywiezienie części śmieci do innych sortowni.
Kilka dni temu MPO ogłosiło przetarg na odbiór i przetwarzanie 60 tys. ton odpadów po obróbce mechanicznej. Przetarg ma niestety jeden główny warunek, firma je odbierająca musi być spoza Warszawy.
Na liście Regionalnych Instalacji Przetwarzania dla regionu warszawskiego, można znaleźć tylko dwie firmy które znajdują się poza Warszawą. Są nimi Lekaro w Woli Duckiej (gm. Wiązowna) i PU Hetman w Nadarzynie.
Kto wygra okaże się już niedługo!!!