Choć wybory samorządowe co cztery lata, to ONI trwają na swych stanowiskach z kadencji na kadencję. Czy są tacy sprawni i dobrzy organizatorzy, czy dbają o lokalną społeczność? Może gdzieś tak jest. Zastanawia mnie jednak dlaczego wójt, burmistrz czy prezydent, na którego wszyscy psioczą wygrywa wybory.
Przede wszystkim ludzie przestali wierzyć, że mają na cokolwiek wpływ. Chcą mieć przede wszystkim spokój. Zasada – nie wychylaj się - obowiązuje. Nie chcesz mieć kłopotów, nie podskakuj – bo cię załatwią. Sposobów jest wiele. Mogą nasłać kontrolę, donieść gdzie trzeba, pozbawić pracy itp. Kara za aktywność może spaść na całą rodzinę. Jak to mawia pewien śląski poseł „rozjechać” każdego.
Coraz rzadziej nawet ktokolwiek chce kandydować przeciwko dotychczasowemu samorządowcowi, bo nawet gdy powstanie taka plotka, że to rozważa, to już zostanie „skasowany”. Przekonała się o tym pewna dyrektor śląskiego szpitala. Szpital pod jej zarządem rozkwitł, nie miał już opinii umieralni, a pacjenci godzili się nawet czekać kilka tygodni, aby tylko do niego trafić, a nie ryzykować leczenia w innej placówce.
Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że gmina dysponuje wieloma miejscami pracy. Czasem jest to kilkaset - w małej miejscowości, a czasem kilka tysięcy jak w śląskich „stutysięcznikach”.
Do tego dochodzą powiatowe i wojewódzkie firmy, a więc następne kilkanaście, a może kilkadziesiąt tysięcy liczy rzesza urzędników i pracowników. Są gminy, gdzie nawet sprzątaczka musi być z układu. Do tego dochodzą jeszcze rodziny, czyli elektorat się rozszerza. Policzyłam, że w niewielkim mieście może to dać nawet 15 tys. głosów. Wystarczy więc, by wygrać wybory, tym bardziej przy niskiej frekwencji. Sitwa jest więc górą!
Porządni ludzie stronią od polityki, nawet tej samorządowej. Nie bawi ich niezrozumiała często i wbrew logice dyscyplina partyjna oraz tłumienie jakiejkolwiek dyskusji. Brzydzą się „kręceniem lodów”. Selekcja negatywna trwa. Ci, którzy potrafią jeno „zasiadać”, trafiają do polityki. Nic pożytecznego taki nie umie, niczego w życiu nie dokonał, a jedynie dzięki układom i koneksjom, nadskakiwaniu „decydentom” stał się „kimś”. Klientelizm rozwija się. Niektóre stanowiska umożliwiają nie tylko zasobne życie, ale pozwalają „kręcić lody” – czyli okradać nas wszystkich.
Brak sprzeciwu obywateli zaowocował likwidacją przemysłu, a co za tym idzie szalejącym wprost bezrobociem. Właśnie bierność doprowadza do marnotrawstwa pieniędzy.
Myślenie zgodnie z zasadą „jakoś to będzie” czy „moja chata skraju …” paraliżuje i prowadzi właśnie do klęski.
Spójrzmy na ukraiński Majdan. Tam właśnie naród odzyskał podmiotowość. Obywatele odzyskali państwo – stali się suwerenem. Politycy musieli ustąpić, bo naród okazał się mądrzejszy niż klasa polityczna. Nie tylko udało się przegonić niechcianą władzę, ale i opozycję do podporządkowania się woli ludu. Taki Majdan powinien być stałym strażnikiem demokracji. To powrót do greckiej agory.
Jeśli pozwala się działać sitwie wcześniej czy później znajdziemy się w matni. Jedynie samoorganizacja obywateli pozwala na wyłonienie nowych rzeczywistych elit. Wybór nie tych co to sami chcą przewodzić, a właśnie jedynie tych wartościowych, których trzeba do kandydowania namawiać. Każdy uczciwy człowiek wie, że działalność społeczna to w pewien sposób poświecenie. Jeśli traktuje się ją uczciwie, to poświęca się wiele czasu dla innych - dla dobra wspólnego. Samobójstwem dla społeczeństwa jest obojętność i brak wsparcia dla tych, którzy się odważyli i w końcu powiedzieli nie – nie zgadzam się. Wszyscy ci, którzy podjęli walkę o dobro wspólne - ratują szpital przed prywatyzacją, fabrykę przed wrogim przejęciem, ujawniają sobiepaństwo władzy, muszą wiedzieć i czuć, że nie są sami. Brak wsparcia spowoduje, że nikt kolejny się już nie odważy.
Należy się po prostu skrzyknąć i założyć stowarzyszenie lokalne. Zacząć przejmować władzę na początku u siebie w gminie. A potem patrzeć dokładnie na ręce tym, którym powierzyliśmy los naszej społeczności. Pamiętajmy dokonując wyboru, że głosując na mniejsze zło, zawsze wybieramy zło i lądujemy w matni.
Jadwiga Chmielowska
źródło:pogotowiedziennikarskie.pl