Demokracja to najgorszy z możliwych ustrojów,
Ale nie wymyślono lepszego*
O tak, kochamy demokrację. Szczycimy się nią. Bycie państwem demokratycznym na arenie światowej jest mniej więcej odpowiednikiem posiadania najnowszej klasy telewizora. Niech tam inni zadowolą się swoimi starymi grundigami, a ci co jeszcze mają Rubina to już w ogóle są passe.
Demokracja to wolność wyboru. I w jej wersji współczesnej każdy obywatel może wybrać tego, kto powinien nim rządzić. Jeszcze lepszy jest fakt, że jeśli ten wybrany na ważne stanowisko inny obywatel nie sprawdzi się w swojej kadencji, w następnej można go bez skrupułów zmienić.
Zmienić? Czy na pewno?
Tak, kiedy dostaliśmy tę nową zabawkę zwaną demokracją ponad dwadzieścia lat temu, jak dzieciak, który dostał kolejkę pod choinkę – bawiliśmy się nią bez wytchnienia. Lud walił do urn w przekonaniu, że za pomocą krzyżyka postawionego przy danym nazwisku oto zmienia świat i tworzy historię. Powoli jednak zapał słabł. Okazało się że historia zaczyna się powoli na nas wypinać.
I nie piszemy tego, by na szanownej głowie Pani Demokracji kołki ciosać. Lubimy ją bo jednak poza możliwością wzięcia udziału w wyborach, mamy też inny wybór – nie iść na wybory w ogóle.
Czy to nieobywatelska postawa? Broń Boże! To wspólny głos wielu ludzi, którzy zapytani dlaczego nie głosowali odpowiadają: „Pani, po co głosować jak i tak nic się nie zmieni” albo „Nie ma na kogo, to nie idę” albo w ostateczności idą na wybory i w ramach cichego protestu dopisują swoje nzwisko na liście i przy nim stawiają krzyżyk. W ten sposób jeden z moich znajomych w ostatnich wyborach samorządowych uzyskał trzy głosy. Okazuje się, że wcale ne był na szarym końcu. Dziękujemy ci demokracjo!
W ten właśnie sposób, szczególnie na lokalnych szczeblach państwowej administracji, dzięki demokratycznym wyborom, sprawowanie rządów zmieniło się w coś na kształt monarchii, dożywotniej posady, a czasami nawet tyranii. Siódma kadencja Wójta – czemu nie. Kolejna kadencja sołtysa – a co to szkodzi. Nie piszę tu tylko o Nadarzynie i jego okolicach, to zjawisko ogólnokrajowe.
Ot, taka historyjka, pewnie ją znacie: Był dwadziescia lat temu taki zaradny i sprytny Józek we wsi. Pojechał na saksy, postawił nowoczeną oborę, kupił kilka krów i kombajn. No to ludzie szanowali, bo chytry. Lepiej mieć takiego po swojej stronie, niż przeciwko sobie. A ponieważ Józek i tak dyktował całej wiosce, co mają robić – wybór był logiczny. Józek został sołtysem. Dwadzieścia lat później Józek nadal jest sołtysem. Czemu? Nic nie zrobił, ale nic nie zepsół – to po co zmieniać. Po co się narażać?
*Winston Churchill
Fantagiro 14 III 2015