Nie wiem, czy wójt miał na myśli słownikowe znaczenie słowa „wspieranie”, ale ja niczego takiego nie doświadczyłem - napisał do naszej redakcji Ryszard Zalewski. - Nigdy wójt ani rada gminy nie wspierali mojej działalności. Nie można także mówić o współpracy z instytucjami Nadarzyńskim Ośrodkiem Kultury czy Biblioteką Gminną, które statutowo mają wpisane takie obowiązki
List wójta gminy Nadarzyn pana Janusza Grzyba przesłany do redakcji Kuriera Południowego w jednej z części odnosi się do mnie w kontekście wspierania mojej działalności społecznej, polegającej na gromadzeniu, dokumentowaniu i prezentowaniu historii Nadarzyna i okolic. Ta działalność to nie jest tylko mój prywatny interes. To wypełnianie obywatelskich obowiązków, nadrabianie zaniedbań Państwa Polskiego (moich też, bo zacząłem publiczne prezentacje zbyt późno). W swoim liście wójt zauważył we mnie tylko członka grupy referendalnej. Ponadto z jego listu może płynąć taki przekaz, że rzeczywiście miałem jakieś wsparcie w tej działalności.
Nie wiem, czy wójt miał na myśli słownikowe znaczenie słowa „wspieranie”, ale ja niczego takiego nie doświadczyłem. Nigdy wójt ani rada gminy nie wspierali mojej działalności. Nie można także mówić o współpracy z instytucjami Nadarzyńskim Ośrodkiem Kultury czy Biblioteką Gminną, które statutowo mają wpisane takie obowiązki.
Rzeczywiste wsparcie i uznanie miałem ze strony Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, Muzeum Powstania Warszawskiego, Zarządu Ośrodka „Bąk” z Brwinowa, pana mjr. Henryka Filipskiego, żyjących jeszcze kombatantów nadarzyńskich i mieszkańców. W 2012 i 2013 roku moją działalność zauważyła też Kancelaria Prezydenta RP.
To prawda, jak pisze wójt w liście do redakcji, że udzielał zgody na instalację wystaw. Czasami po 64 dniach i po wielokrotnych monitach, by w końcu zdawkowo urzędnik gminny stwierdził, że nie wiedział, gdzie wysłać odpowiedź. Dodam, że regularnie bywam na sesjach rady gminy i często pojawiam się w urzędzie. Na kierowane do wójta pisma w sprawie zgody na wystawę przeważnie czekałem 26 lub 28 dni. W każdym z nich podkreślano, że wszelkie prace mam wykonać na własny koszt. W sierpniu 2011 roku podlegający wójtowi urzędnicy skutecznie utrącili inicjatywę przeprowadzenia rekonstrukcji walk powstańczych na rynku nadarzyńskim. Wniosek o nadanie nazwy ronda w Nadarzynie im. Armii Krajowej, który złożyłem do władz, po wielu przepychankach, m.in. tworzeniu atmosfery wymogów formalnych, próbie ogłoszenia własnych konsultacji (mimo wniosku właściwej komisji rady gminy o ich przeprowadzeniu). Tu też warto poinformować czytelników, że panów wójtów mimo publicznych deklaracji, nie ma wśród sygnatariuszy wniosku społecznego, a „Wiadomości Nadarzyńskie” nie ogłosiły wyników konsultacji. Po upływie terminu dokładnie sprawdziłem to w biurze rady gminy i gminnym referacie promocji.
Faktem jest wreszcie odmowa na wystawy z lutego 2013 roku i jej kuriozalne uzasadnienie. Wiele o tym pisały media, w tym również Kurier Południowy. Protestowali mieszkańcy podczas sesji rady gminy i na portalach społecznościowych. Władze gminne deklarowały poparcie… i obostrzyły wymogi formalne do tego stopnia, że wystawa z 1 sierpnia 2013 roku potraktowana została jako zgromadzenie publiczne. Wobec czego przeszedłem całą procedurę związaną ze spełnianiem warunków i ponoszeniem odpowiedzialności. Załączniki, plany, szkice, opisy, podkłady geodezyjne, oświadczenia, itp. Do warunków umowy o nieodpłatnym użyczeniu gruntu dołączono zapisy o karach za uchybienia formalne albo za niedotrzymanie terminów, i że wszystko mam zrobić na własny koszt.
Publikowałem w „Wiadomościach Nadarzyńskich” artykuły o tematyce historycznej z własnej woli i nieodpłatnie. Współpraca zakończyła się, gdy złożyłem materiał o uciążliwych okolicznościach starań o nadanie nazwy dla ronda w Nadarzynie. Redakcja uznała, że to jest tekst niemożliwy do publikacji. Wobec tego zrezygnowałem z dalszej współpracy.
Prawdą jest, że prowadząc społecznie spotkania na temat historii Nadarzyna korzystałem nieodpłatnie z sali w NOK-u. Także sam musiałem ją przygotowywać, instalować projektory, ustawiać stoły i krzesła, itp.
O działalności grupy historycznej powołanej, do dziś nie bardzo wiem przez kogo i kiedy, dowiedziałem się na jednej z sesji rady gminy. Uznałem, że z racji posiadanej wiedzy i materiałów mogę być użyteczny dla opracowania jakiejś publikacji o Nadarzynie. Niektórzy internauci określili tę grupę „anty-Zalewski zespół historyczny’’. Na pierwszym spotkaniu dowiedziałem się, że w zasadzie wszystko już mamy, tylko potrzebujemy wiedzy z lat 1980-1981. Nie było żadnej prezentacji materiałów, rozmów o zakresie prac, nawet określenia celu jaki jest możliwy do osiągnięcia. Zgłosiłem się do pomocy w poszukiwaniu aktu lokacji miasta z 1453 roku. Zostałem jednak potraktowany jak intruz chcący wydostać informacje dla własnych potrzeb. Nie widziałem tam miejsca dla siebie ani partnerów do współpracy. Grupa jak dotąd zamieściła w Wiadomościach Nadarzyńskich dwa artykuły z materiałami ogólnie dostępnymi w Internecie.
Dla takich prawd objawionych przez pana Wójta Grzyba ks. Tischner przytaczał góralskie powiedzenie, że jest prawda, tyż prawda, i g... prawda. Ja dodałbym czwarty stopień: „grzybowa prawda”.
Ryszard Zalewski, Nadarzyn, 3 listopada
Powyższy tekst jest listem Ryszarda Zalewskiego, nadarzyńskiego społecznika, członka grupy inicjatywnej „Nasz Zielony Nadarzyn” i odpowiedzią na list wójta Nadarzyna Janusza Grzyba opublikowany w nr 505 Kuriera Południowego z 25 października.
red.
przedruk w całości ze zdjęciem : kurierpoludniowy.pl