Mój 13 grudnia
Obrazy z wprowadzenia stanu wojennego, utrwalone mam przede wszystkim z opowiadań rodziców, moje obrazy to jak z filmów przedwojennych. sic!. Moje zapamiętane obrazy to skoty z Puławskiej, brak teleranka, przestraszona babcia Gienia, strasznie zdenerwowany ojciec i wizyty smutnych panów, po których z kolei mama była zdenerwowana. Jak przychodzili to brała brata na ręce i stawała w drzwiach, a ja za nią. Nie wpuszczała ich do mieszkania, mimo że mówili, że co powiedzą sąsiedzi. Ja jak dziś pamiętam, że jak ojca wyrzucili z pracy, to wieczorem jeszcze przed smutnymi panami, była pani Zosia z kościoła z Komitetu Prymasowskiego, żeby tata zgłosił się do parafii. Dziś mam własne dzieci, ale 31 lat temu miałem tyle lat ile dziś ma moja córka. Wracaliśmy z rodzicami od ciotki na Bródnie. Wyjechaliśmy późno bo około 21.00, rodzice, ciotka Marysia, babcia wciąż rozmawiali o tym co się dzieje, a mnie najbardziej cieszyły zaległe mikołajkowe prezenty. Na dworze było śnieżnie i mroźno. Wracaliśmy autobusem i tramwajem, ale na Puławskiej między dzisiejszą stacją metra Wilanowska i Woronicza musieliśmy wysiąść, nie wiem dlaczego. Staliśmy na przystanku nie wiedząc chyba po co, chyba na jakąś okazję lub taksówkę, tata z bratem na ręku, a ja taki siedmiolatek (prawie) z mamą. W pewnym momencie podjechał do nas osobowy fiat 125p, kierowca otworzył drzwi: proszę siadajcie państwo, podwiozę na Ursynów (ale skąd wiedział, że potrzebujemy na Ursynów?). Mama trochę niepewnie spojrzała na tatę, ale wsiedliśmy i auto podwiozło nas pod dom, kierowca nie chciał żadnych pieniędzy, tak jakby sam się spieszył, tylko że kierowca zawrócił z powrotem do centrum. Dość zagadkowe zdarzenie, to zdarzenie jest corocznie komentowane przy okazji 13 grudnia i do dziś rodzice nie wiedzą czy to był przypadek przypadkowy, czy to było jakieś operacyjne auto UB, mama twierdzi, że kierowca wiedział, że za chwilę będzie tu niebezpiecznie. Ten rejon to siedziba Komendy Głównej i okolice zamieszkania gen. Jaruzelskiego. Poszedłem spać . Ale rano nie było teleranka, czarno-biały Ametyst śnieżył i szumiał, po pewnym czasie był komunikat z wojskowym spikerem, po tym, ojciec chodził zdenerwowany, chyba płakał ze złości, walił pięścią w ścianę. Mama patrzyła na niego z niepokojem, a i to pamiętam, że wziął mnie w nogi i tłumaczył, że jest wojna, ale żebym się nie bał , bo mnie z mamą obroni i będzie choinka i Mikołaj. Po jakimś czasie włączył znów telewizor i znany już przez całe moje dorastające życie generał Jaruzelski obwieścił, gwałtowne zmiany w naszej historii. Ojciec poszedł do kościoła / kaplicy wtedy, kiedy po pewnym czasie przyszedł, opowiadał mamie co tam było. Ok. 13.00 wyszedł mimo protestów mamy. W telewizji były wciąż komunikaty i wojsko, ale żadnej wojny nie było, nie rozumiałem tego. Mama za to robiła przegląd zapasów żywności i apteczki. Czułem, że stało się coś niedobrego. Ojciec wrócił jak było już ciemno, spakował jakieś książki, gazety, były to ze trzy paczki i wyniósł to do starszych państwa z naprzeciwka naszych drzwi. Opowiadał mamie coś o Ursusie. Teraz wiem, że miał się czego obawiać, bo w 1975 roku siedział w wiezieniu (za politykę, chciał obalić państwo ludowe siłą i przemocą ;-)), a w 1972 miał zarzuty za nielegalne posiadanie broni. Ale ciężkie czasy dla naszej rodziny miały dopiero nadejść . Rano jak wstałem ojca nie było ….
Krzysztof, grudzień 2012