Ojciec alkoholik, niekochająca rodzina, samotność, trudne warunki materialne. I Biblia. Tak z grubsza wyglądało życie Izy i Aleksandra, kiedy mając 17-18 lat stali się członkami związku wyznaniowego o pełnej nazwie „Chrześcijański Zbór Świadków Jehowy". Tak, tego samego, którego wyznawcy pukają do waszych drzwi niczym dostawcy pizzy, ale zamiast serowego placka przynoszą zbawienie. Kiedy zamykacie drzwi i wracacie do swoich spraw, oni „głoszą" dalej (nazywa się to też „służbą polową"). Konkretnie: 70 godzin w miesiącu, za darmo.
Służba polowa całkowicie zajmowała Izie i Aleksandrowi wolny czas i weekendy. Nauka, praca, a z czasem cały zewnętrzny świat, stały się nieistotne. Trwało dwadzieścia kilka lat. Dziś są – jak twierdzą – szczęśliwymi, wyzwolonymi z wyznaniowych okowów ludźmi. Działają też na rzecz innych wątpiących Świadków Jehowy, oraz tych którzy odeszli od wspólnoty.
Cały wywiad z Izą i Aleksandrem można przeczytać tu: Byli Świadkowie Jehowy mówią, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami zborów