Czy takie zwierzątka jak bobry, mogą stanowić problem dla urzędników? Okazuje się się że tak i to dość spory.
Bobry są ogólnie pod ochroną, jednakże w Polsce pod tzw. częściową. Znalazły się one na liście zwierząt, które w okresie od dnia 1 października do dnia 15 marca, mogą być pozyskane przez odstrzał z broni myśliwskiej lub chwytanie w pułapki żywołowne.
W Gminie Nadarzyn takich siedlisk bobrzych jest kilka, na południu gminy, w Walendowie oraz co najmniej dwa w Wolicy. I właśnie to jedno w Wolicy stanowi problem dla mieszkańców, a przy tej okazji dla urzędników.
Jak wiadomo "ulubionym" zajęciem bobrów jest tworzenie tam na rzekach, lub innych miejscach, a w tym przypadku rowie melioracyjnym. Zapora ta spiętrza wodę, a ta zalewa pobliskie posesje.
Kłopot polega jednak na tym, że tama utworzona przez bobry w tym miejscu, znajduje się w Gminie Michałowice, a cofająca się woda zalewa już mieszkańców Gminy Nadarzyn. Bobry nie mają granic administracyjnych, wiec kto ma na to reagować?
I tu zaczyna się spychologia stosowana, która trwa już rok. Najprostszym rozwiązaniem byłoby napisanie pisma do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska o możliwość wyłapania i przesiedlenia bobrów w inne miejsce oraz rozebranie tamy. Pismo powinien napisać zarządca terenu, tylko który, jeżeli te siedlisko znajduje się zarówno w Gminie Nadarzyn, jak i Gminie Michałowice.
Jako, że poszkodowanymi w tym wypadku są mieszkańcy Gminy Nadarzyn, rzecz jasna, że zwrócili się oni o pomoc do urzędników macierzystych. Kierownik Gminnej Spółki Wodnej w Nadarzynie stwierdził jednak, że tama jest już poza granicą administracyjną Gminy Nadarzyn, więc odpowiedzialność powinna ponosić Gmina Michałowice, a że tam nie mają Spółki Wodnej, no to Powiat. I tam właśnie zostali oni skierowani.
W związku z tym, jeden mieszkańców Wolicy, 14 grudnia 2016 złożył do starostwa pismo z prośbą o udrożnienie rowu melioracyjnego, zatkanego przez bobrze tamy. A ponieważ nie dołączył do niej lokalizacji zatoru, urzędnicy 19 grudnia 2016, aby skutecznie podjąć działania, zwrócili się do niego pisemnie z prośbą, o dokładniejszą wskazanie miejsca. Niestety, jak nam odpowiedział powiat, adresat nie odpisał i sprawa stanęła w miejscu.
Ponowna prośba o pomoc mieszkańca Wolicy, wpłynęła do starostwa 24 maja 2017 roku. 5 czerwca pracownicy Starostwa odnaleźli miejsce i przeprowadzili wizję lokalną. Stwierdzili, że rów zlokalizowany pomiędzy lasem Skarbu Państwa, a gruntami użytkowanymi rolniczo jest zanieczyszczony i posiada zmniejszoną drożność przez liczne powalone drzewa oraz ich fragmenty. Stwierdzono, że kilka drzew przewróciło się na skutek działalności bobrów, natomiast spora część przewróciła się samoistnie.
Ponieważ sprzątanie lasu nie leży w kompetencji Starostwa, 28 czerwca zwróciło się ono z pismem do Nadleśniczego Nadleśnictwa Chojnów z prośbą o podjęcie działań mających na celu uprzątnięcie oraz udrożnienie rowu melioracyjnego.
Na pismo to, Nadleśnictwo odpisało 10 lipca, że tak posprzątają, poza tamą bobrów gdyż na to potrzebna jest zgoda RDOŚ. Nadleśnictwo nie ponosiło szkód wyrządzonych przez bobry, dlatego o taką zgodę powinny ubiegać się osoby bezpośrednio poszkodowane.
31 lipca 2017 mieszkaniec Wolicy, został poinformowany, że wszystkie drzewa tamujące przepływ wody w rowie na terenie Nadleśnictwa zostały usunięte, ale oprócz tamy bobrów i jeśli ponosi szkody nią spowodowane, ma prawo wystąpić do Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska o zgodę na jej usunięcie.
O tym samym 11 września Starostwo Powiatowe poinformowało również właścicieli działek w gminie Michałowice, których posesje przylegają do niedrożnego rowu. Starostwo zaoferowało też swoją pomoc przy napisaniu pisma do RDOŚ, bo jak już wcześniej napisaliśmy, tylko właściciele tych terenów mogą występować o zgodę na rozbiórkę, czy modyfikację tam bobrów, ewentualne o ich wyeliminowanie.
I sprawa znów stanęła, bo właściciele działek przyszli prosić o pomoc na ostatnią sesję Rady Gminy Nadarzyn.
Tu jednak po raz kolejny obarczono za wszystko starostwo powiatowe i znów próbowano wysłać mieszkańców do tego urzędu.
W sprawę wtrąciła się jednak radna Katarzyna Jach z innego okręgu wyborczego i problem zaczął nabierać innego charakteru. Okazało się, że to jednak nie do końca ta wina starostwa i że kierownik Spółki Wodnej poza jednym pismem nic w tej sprawie nie zrobił, a poza tym jako nadzorujący rowy melioracyjne, sam powinien napisać takie pismo do RDOŚ, i mleko się wylało.
Teraz gdy radna Katarzyna Jach mocno się w to zaangażowała i ma kontakt z poszkodowanymi mieszkańcami, podobno coś w tej sprawie zaczęło się dziać, a ponieważ nie jest ona z "właściwego" ugrupowania, wkrótce możemy się dowiedzieć, że sukces ma ojca, ale innego.
Przez ten czas Radna Katarzyna Jach skierowała pisma do:
Na razie bez odpowiedzi. Wszystko jednak wskazuje na to, że odrobina chęci i nie trzeba było zwalać tego na starostwo i można było sprawę zakończyć już rok temu.
You Tubie: Spychologia stosowana