Na ostatniej sesji Rady Gminy w Nadarzynie radna Bożena Kapitan pytała o powód niskiego ciśnienia wody, a nawet jej braku w kranach.
W tej sprawie wypowiadali się wójt Janusz Grzyb, jego zastępca Tomasz Muchalski oraz prezes PKN Piotr Kozłowski. Wniosek jaki się nasuwa z wypowiedzi to taki, że w Gminie Nadarzyn nie powinno się podlewać ogródków. Woda jest, ale jak wszyscy z niej korzystają to okazuje się, że jej nie ma.
Oczywiście, jak zwykle odpowiedz pokrętna i nie wyjaśniająca niczego. Tu również należałoby przypomnieć, że gdzie tylko można to chwalimy się, że jesteśmy jedną z najbogatszych gmin w Polsce, a wójt swój urząd sprawuje już 5 kadencję. Jednak jak przychodzi co do czego, to winę ponoszą mieszkańcy bo podlewają własne ogródki płacąc za to określoną stawkę za 1m3 wody.
W Gminie Nadarzyn można założyć, że żyje ok 15 tys mieszkańców. Gdyby przyjąć takie samo tłumaczenie w gminach dwa razy większych, to okazuje się że połowa ludzi, powinna mieć w nich własne studnie.
Nasza gmina jest wyjątkowa. Z hydrantów nie leci woda, bo strażacy nie mają odpowiednich kluczy do ich odkręcania. Z kranów nie leci woda, bo mieszkańcy podlewają ogródki, a śmierdzi bo się dzik rozłożył. I co tu więcej dodawać?
Podobno na lepsze ciśnienie w kranach jest szansa jak się pojawią środki pomocowe, ale kiedy się pojawią i czy GN z nich skorzysta nikt nie wie. Wiadomo tylko, że na realizację tego zadania potrzeba 8 mln zł (tylko nie wiadomo jeszcze, czy z "aneksem", czy bez).
Sytuacja przypomina dowcip w którym spotykają się dwaj koledzy i jeden z nich pyta drugiego: Gdzie pracujesz? A ten odpowiada: że u brata. A co robi brat? Szuka pracy...