O Ochotniczych Strażach Pożarnych pisze się, dobrze albo wcale. No bo cóż można napisać złego o ludziach, którzy chcą się nieść pomoc i ratować ludzkie życie. Oczywiście jak w każdym stadzie zdarzają się czarne owce, strażacy nadgorliwi, sami podpalają, aby później gasić, ale w sumie nie przekłada się to zły wizerunek strażaków.
Ba, jeżeli jeszcze przy straży działa orkiestra, która odnosi sukcesy, to co jeszcze do szczęścia potrzeba?
Tak było do tej pory w Nadarzynie, istna sielanka i same zachwyty, dopóki kilku strażaków uznanych za krzykaczy, nie zaczęło głośno mówić o nieprawidłowościach jakie panują w stowarzyszeniu. Zamiast sprawę wyjaśnić postanowiono pozbyć się "krzykaczy". Sprawa trafiła już do starosty, który ma nadzór nad stowarzyszeniami jakimi są OSP oraz Powiatowego, Wojewódzkiego i Główny Związek Ochotniczych Straży Pożarnych RP.
O sytuacji w naszej gminie napisał również ogólnopolski portal o tematyce strażackiej remiza.com.pl.
Orkiestra OSP Nadarzyn miała promować gminę w Polsce i świecie, ale czy o taką promocję chodzi?
Tekst poniżej stanowi przedruk ze strony internetowej remiza.com.pl - Władza w białych rękawiczkach – czyli o realiach OSP
Władza w białych rękawiczkach – czyli o realiach OSP
Świetnie wyposażona, w gotowości 24 godziny, siedem dni w tygodniu, zawsze na czas, znaczne sukcesy orkiestry – tak postrzega Ochotniczą Straż Pożarną w Nadarzynie większość mieszkańców wsi. Choć obraz ten piękny jak pierwsza miłość, to jest równie ulotny.
1 marca 2015 roku odbyło się walne zgromadzenie OSP Nadarzyn, które zaczęło się od wręczenia kwiatów oraz krzyży koronnych zasłużonym druhom. Podczas zebrania rezygnację z funkcji naczelnika złożył Arkadiusz Kiliński (pomimo nie sprawowaniu już tej funkcji dalej wpisany jest w KRS), który przez wiele lat piastował to stanowisko. Powodem tego działania był brak porozumienia oraz dialogu z zarządem, który nie otrzymał absolutorium od komisji rewizyjnej wobec wielu nieprawidłowości.
Pomimo tego faktu większość strażaków głównie z orkiestry OSP Nadarzyn takiego absolutorium udzieliła. Na walnym zebraniu wyszły także takie ciekawostki jak protokół datowany na 31 czerwca (czerwiec ma 30 dni), czy też sfałszowany podpis na protokole inwentaryzacyjnym. Przy tej drugiej sprawie zareagował nawet zastępca wójta Tomasz Muchalski, który powiedział, że trzeba to zgłosić na policję i sam miał podobno się tego podjąć, ale gdy tylko zebranie się skończyło, wsiadł do samochodu i odjechał.
Istnienie zarządu Ochotniczej Straży Pożarnej w Nadarzynie można uznać za swojego rodzaju zagadkę, bo jak się okazuje jest on uzależniony od tego, kto interpretuje statut. Czy w zarządzie może być siedmiu jego członków, czy musi być dziewięciu? Czy można wymienić więcej niż trzech członków bez zwoływania zgromadzenia oraz czy członek, który złożył rezygnację może dalej znajdować się w zarządzie? Są to oczywiście pytania retoryczne. Do abstrakcyjnej interpretacji samego zarządu.
Władza w białych rękawiczkach, struktury podległe samorządowi od dawna w pewien sposób były skazane na porażkę. Nie od dziś wiadomo, że nie jest to miejsce dla osób z charakterem i ponadprzeciętną odwagą. Jedną z takich osób jest niewątpliwie były członek zarządu jak i samej OSP w Nadarzynie Mariusz Szczygieł, dowódca z 15 letnim doświadczeniem.
Jednym podpisem prezes Mirosław Chilmanowicz skreślił Mariusza Szczygła wraz z 10 innymi strażakami z listy członków OSP. Nie byli to zwykli strażacy, to byli ludzie gotowi na każde wezwanie. Wielu z nich pomagało nie tylko działając pod sztandarem ochotniczej straży pożarnej, ale także w państwowym pogotowiu ratunkowym. Ich doświadczenie oraz umiejętności były więc nieocenione i jak najbardziej potrzebne. Pomimo zaangażowania druha Szczygła, o którym poświadczy wiele osób, jego działalność oceniona została za szkodliwą.
Nieoficjalnym powodem było wytykanie przez Mariusza Szczygła oraz innych drugów nieprawidłowości w działaniu zarządu. Jedną z nich jest tworzenie uchwał niezgodnie ze statutem. Na marne idą próby poszukiwań wpisów do KRS. Zarząd nie organizuje także walnych zgromadzeń, podczas których można uchwalić uchwałę.
Na niekorzyść reszty wyrzuconych druhów wpływa tylko nieterminowe płacenie składek, choć zostały już one w pełni uiszczone. Nie przeszkodziło to jednak działającemu nielegalnie zarządowi wysłać na kurs kwalifikowanej pierwszej pomocy innych druhów, którzy nie płacili składek. Kowalski też mówił co myślał, a jego zwolnienie nie ma nic z tym wspólnego, bo pracodawca kontraktu nie przedłużył.
Wobec takiego traktowania członków wielu z nich rezygnuje z członkostwa w tym stowarzyszeniu. Czarą goryczy są także pieniądze. O wysokości wydatków i dochodu nie dane jest wiedzieć zwykłemu śmiertelnikowi. Skąd pochodzą, to już tajemnica poliszynela, tym bardziej, że orkiestra posiada subkonto, na które wpłacane są darowizny i 1% podatku. A jak mówią strażacy takiej uchwały nigdy nikt nie podjął.
Zastanawiająca jest także różnica między budżetem OSP, a orkiestrą. Prezes OSP Nadarzyn będący jednocześnie dyrygentem tej orkiestry dysponuje budżetem bagatela 450 tysięcy złotych przy zerowych kosztach utrzymania budynku, przy czym budżet OSP na ten rok zamknął się w przedziale 230 tysięcy złotych.
Sam zaś budynek podzielony jest na dwie części. Jedna z nich, jak można się domyśleć – ta większa zajęta jest przez muzyków. Do dyspozycji strażaków zostaje raptem garaż, i mała salka za nim. Orkiestra dysponuję także salą, na której organizuje nie tylko swoje próby, ale także różnego rodzaju imprezy. Nie są one oczywiście darmowe. Można się tylko domyślać, gdzie ląduje dochód z jej wynajęcia. Podczas, gdy strażacy będący w tej samej formacji co muzycy nie prowadzą żadnej działalności gospodarczej, co wynika ze statusu prawnego jednostek ochotniczej straży pożarnej, a mianowicie stowarzyszenia. Każdemu strażakowi zależy na bezpieczeństwie mieszkańców.
Niestety społeczność Nadarzyna nie może czuć się już tak bezpiecznie. Wykwalifikowana załoga została wyrzucona z jednostki jednym ruchem ręki. Sprzęt ratownictwa drogowego warty ponad 150 tysięcy złotych będzie leżał odłogiem w skrytkach wozów za łączną sumę około dwóch milionów złotych. Pocieszający może być jedynie fakt że nad stowarzyszeniem OSP nadzór ma starosta pruszkowski, który zainteresował się sprawą i wysłał do prezesa Mirosława Chilmanowicza ponad 20 pytań celem wyjaśnienia sprawy.
Możliwe, że już niedługo dowiemy się czy mamy do czynienia z krzykaczami, czy z uzasadnionym zgłoszeniem problemu, którego najlepszym rozwiązaniem było wyrzucenie osób go podnoszących. Sprawą zainteresował się także Powiatowy, Wojewódzki i Główny Związek Ochotniczych Straży Pożarnych RP. Jednym słowem co twoje to i moje, a co moje to nie ruszaj.
Podsumowując nasuwa się pytanie: Czy zasady stworzone zostały po to, aby przymykać na ich łamanie oko? Tym bardziej, gdy w grę wchodzą publiczne pieniądze?