Wspomnienie poświęcone dr Ewie Karbowskiej – Brodowicz z nadarzyńskiego szpitala. 11 marca przypada 53 rocznica jej śmierci.
Dr Ewa to tytuł filmu z 1970 roku, opowiadający o młodej atrakcyjnej lekarce, która tuż po ukończeniu studiów medycznych, chociaż miała ciekawszą propozycję zawodową w Warszawie, wybrała jednak pracę lekarki na wsi. To jednak postać fikcyjna, stworzona przez scenarzystów.
Taką prawdziwą dr Ewę mieliśmy w Nadarzynie
Dr Ewę Karbowską – Brodowicz do niewielkiego szpitala rejonowego w Nadarzynie, niewielkiej podwarszawskiej osadzie z historią kilkusetletniego miasta, przywiódł los, a raczej mąż Eugeniusz Brodowicz, który objął tu funkcje dyrektora.
Dr Ewa miała już co prawda pięcioletnią praktykę jako pediatra w szpitalach powiatowych w Sochaczewie i Przasnyszu, ale to Nadarzyn, w latach 1957 – 1968, stał się głównym obszarem praktyk zawodowych, gdzie zdobywała szacunek, wielkie zaufanie swoich pacjentów i ich rodzin. To tu nauczyła się rozmawiać, słuchać i dostrzegać potrzeby rodziców swoich pacjentów. Bardzo szybko polubiły ją dzieci. Była pierwszym pediatrą w Nadarzynie.
Urodziła się w 1926 w Sompolnie na Kujawach w rodzinie kolejarskiej. Niestety wychowywała się praktycznie bez mamy Antoniny z Mizerskich, która zmarła zaledwie 3 lata później, podczas porodu brata Ewy, Zbigniewa Karbowskiego.
Ojciec Szymon Karbowski był kierownikiem – głównym zawiadowcą w węźle kolei wąskotorowych w Sompolnie. Później awansował na stanowisko dyrektora Warsztatów kolejowych Kolei Wąskotorowych, a w 1934 objął stanowisko eksperta technicznego w ministerstwie kolei.
Ewa była niezwykle zdolnym dzieckiem. Mając 5 lat, trafiła od razu do 3 klasy szkoły powszechnej w Sompolnie. Po 5 latach szkołę powszechną ukończyła (ale już w Brwinowie, gdzie rodzina Karbowskich się przeniosła). I tu pojawił się kłopot, ponieważ Szymon Karbowski musiał ją oddać do gimnazjum prywatnego. Żadne państwowe gimnazjum nie chciało przyjąć 10-latki!
Naukę przerwała wojna i okupacja niemiecka. Ewa zaczęła kontynuować naukę na tajnych kompletach. Jednocześnie, chyba od 1942 roku podjęła pracę na poczcie w Brwinowie, jako kancelistka – Telegrafistin - Telefonistin.
Maturę zdała już w Polsce oswobodzonej od Niemców, o rysie, czy jak teraz się mówi - kierunku przyrodniczym.
Studia rozpoczęła w roku 1945 na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego (wydział lekarski, w 1949 zamieniono na Akademię Lekarską, później Medyczną). Studia ukończyła w roku 1950 i natychmiast otrzymała propozycję pozostania na uczelni. Z takim podejściem do nauki jaki miała, byłaby naukowcem idealnym.
Po dyplomie dostała nakaz pracy do Szpitala Powiatowego w Sochaczewie, gdzie od 01 grudnia 1950 pracowała początkowo jako asystent i dodatkowo jako wolontariusz. Tam pracowała tak ze w pogotowiu ratunkowym. W szpitalu tym poznała swoją miłość Eugeniusza Brodowicza, za którego wyszła później za mąż. Syn Szymon ocenił to, jako romans młodych lekarzy z powołania.
W Sochaczewie pracowała do 31 sierpnia 1954 roku. Po tej dacie, mąż Eugeniusz Brodowicz otrzymał kolejny nakaz pracy w Przasnyszu i tam też się razem przenieśli. Mąż robił tam specjalizację ginekologiczno - położniczą i był kierownikiem pogotowia ratunkowego, a dr Ewie, w sierpniu 1955 powierzono obowiązki ordynatora oddziału pediatrycznego i noworodkowego w Szpitalu Powiatowym oraz pracę w przychodni D i D1 w Przasnyszu. Podlegała jej też higiena szkolna.
W 1956 roku ukończyła specjalizację pediatryczną w Instytucie Doskonalenia i Specjalizacji Kadr Lekarskich. W ramach zdobywania kolejnych specjalizacji, ukończyła również kurs szkoleniowy w specjalizacji sanepid. Przeszkolona została w zakresie pracowni durowej, błoniczej i chemicznej.
W 1957 roku, wraz z mężem zakończyli współpracę ze szpitalem w Przasnyszu. Od 15 lipca 1957 roku, mąż otrzymał propozycję zostania ordynatorem oddziału ginekologiczno – położniczego w Nadarzynie, a wkrótce również funkcję dyrektora Szpitala Rejonowego im . prof. Maurycego Madurowicza. Od 1962 roku współpracę ze szpitalem, podjęła również dr Ewa.
Przed związaniem się na stałe z Nadarzynem, pracowała w wielu miejscach na niepełnych etatach oraz jako konsultant. Od 01 września 1957 do 30 października 1962 roku pracowała w Przychodni Rejonowej w Ząbkach, a także miedzy innymi w szpitalu w Radzyminie na oddziale noworodków, w szpitalu przy Niekłańskiej oraz przychodni na Żoliborzu.
Co ciekawe, aby pogodzić wszystkie zajęcia, porusza się już wtedy czerwonym Mikrusem (to taki niewielki sukces polskiej motoryzacji), co w tamtych czasach nie było taką sprawą łatwą.
W 1965 roku objęła obowiązki dyrektora szpitala rejonowego w Nadarzynie. W 1966 roku, była lekarzem Studium Wychowania Fizycznego na Uniwersytecie Warszawskim w Warszawie, a także lekarzem zakładowy w Zakładzie Wychowawczym Caritas w Kostowcu. Podobne obowiązki pełniła w Walendowie, ale jako wolontariusz. W Nadarzynie miała również ½ etatu w Wiejskim Ośrodku Zdrowia (od lipca 1967 do października 1967 zastępowała dr Zbigniewa Sołonowicza ). Z tamtych lat zachowała jej pensja, która wynosiła 2570 zł.
Widziane oczami dziecka – syna;
„oj , to trudne . Ukochana cudowna Mama – ale było jej za mało… strasznie mało. Kiedy wreszcie znalazła trochę czasu, to starała się po matkować mi jak najlepiej… cudowne chwile, które pamiętam do dzisiaj… ale to było strasznie rzadko… ale jak się pracuje na 2 etaty z dojazdami i ma się do tego zacięcie społeczne, to kosztem jest brak czasu na rodzinę. Bardzo tolerancyjna, bardzo kochana, w jednym była tylko bezwzględna, jeśli chodziło o naukę i chodzenie do szkoły... nie było zmiłowania, a do szkoły powszechnej w Nadarzynie przyjęto mnie w roku 1959/1960 od razu do drugiej klas. Wychowawczynią była pani Anna Woźniak, a kierownikiem szkoły pani Sitarska. Pamiętam, że siedziałem wtedy w jednej ławce z Tolkiem Hupertem.
Mama poza praca, lubiła się uczyć i nie tak dla nauki, ale dla samej przyjemności uczenia się. Uwielbiała muzykę klasyczną i książki. Miała niczym nie powstrzymywany nałóg, pomagania ludziom. Cierpliwość, staranność, wiedza i talent sprawiał, że miała dużo sukcesów. Tylko wtedy dzień był dla niej za krótki, więc pozostawała tylko praca z pacjentami i koniec… nic więcej nie wchodziło w rachubę. Pamiętam jej opowiadania o medycynie. Przede wszystkim staranność i trzeźwe spojrzenie, potwierdzone przez praktykę. No i temat na dziś aktualny... szczepienia … była ich wielką zwolenniczką.
W połowie lat 60-tych dr Ewę dopadła choroba nowotworowa. Przez dwa lata los dawał nadzieję, jednak w 1967 roku, stan pogarszał się. Dr Ewa wyjechała co prawda do Paryża na operację, która dawała nadzieję, ale jesienią objawy się nasiliły. Na prośbę dr Ewy, siostry zakonne ze zgromadzenia w Kostowcu umożliwiły jej zamieszkanie na terenie budynków klasztornych, według reguł zakonnych. Dr Ewa uważała, że w tych okolicznościach, gdy jej stan był poważny lub nawet ciężki, lepiej będzie jak zostanie odizolowana. Uważała, że najlepszą opiekę mogą zapewnić jej tylko siostry zakonne. Tam szczególne więzy łączyły ją z siostrami Apolonią (pielęgniarka) i Wandą, która była serdeczną przyjaciółką jeszcze z UW.
„…Ojciec regularnie odwiedzał Mamę w klasztorze i podawał jej leki. Dla mnie organizował spotkania co dwa tygodnie, jednak przed śmiercią zaprzestał tego, ponieważ jak mówił, takie było życzenie mamy.”
„Jestem córką Wandy i Jerzego Słowików. Zależy mi na przypomnieniu ważnej Postaci w historii Nadarzyna - Pani doktor Ewy Brodowicz.
Pani Doktor pracowała w nadarzyńskim szpitalu, była pediatrą. Gdy zmarła byłam dzieckiem, pamiętam jednak jak mnie leczyła. W bardzo trudnym okresie życia mojej rodziny, mój tata był pacjentem szpitala w Żyrardowie [wyrostek]. Mama opiekowała się moją siostrą chorą na szkarlatynę i mną, chorowałam na zapalenie jamy ustnej. Moja choroba nie wydaje się być poważna, jednak miała bardzo groźny dla mojego życia przebieg. Miałam mnóstwo ropnych krost w buzi oraz na ustach. Po nocy moje usta były sklejone i mama przez długi czas przemywała je, abym się chociaż napiła (długo nic nie jadłam). Mama wezwała pogotowie ratunkowe i sama została z siostrą, a ze mną karetką po kilku szpitalach jeździła ciocia Helena Pomorska. Niestety żaden szpital mnie nie przyjął, powodem była obawa, że po prostu umrę z głodu. W tej tragicznej chwili pomogła Pani doktor Ewa, zobowiązała się do codziennego przychodzenia do mnie po dyżurze w szpitalu. Pamiętam jak sadzano mnie na naszym okrągłym stole i Pani Doktor pędzlowała mi gencjaną buzię. Myślę, że zawdzięczam Jej życie, bo choć choroba nie była śmiertelna, ale już jej skutek uboczny tak.
Wiem, że byłam leczona przez dr Ewę Brodowicz krótko po urodzeniu, a także pamiętam kolejne, po zap. j. ustnej, leczenie, kiedy przychodziłam do szpitala na naświetlanie, przez jakiś czas.
11 marca 2018 roku minęła 50-ta rocznica śmierci pani doktor Ewy Brodowicz. Przez moją siostrę Beatę Brzeczkowską i przeze mnie, w kościele w Nadarzynie, była zamówiona msza święta w intencji Ś.P. Ewy Brodowicz. Została pochowana na cmentarzu w Kostowcu.
Pamięć o Pani Doktor zajmuje szczególne miejsce w moim sercu i jestem bardzo wdzięczna Ryszardowi Zalewskiemu za przypomnienie o Tym Wspaniałym Człowieku, tym którzy Ją znali, a młodsi aby dowiedzieli się, że Był Taki Ktoś.
Ewa Kurkowska”
Przygotował: Ryszard Zalewski