Niestety, mimo apeli do radnych, pism do wójta, Stowarzyszeniu Przyjaciół Gminy Nadarzyn nie udało się przekonać samorządowców, do zaprezentowania wystaw na terenie nadarzyńskiego parku oraz, że działania stowarzyszenia mają charakter społeczny i co ważne patriotyczny, o czym świadczą zresztą fakty.
SPGN mimo rzucania kłód pod nogi i twierdzeń, że ich działania mają związek z polityką nie poddało się. Dzięki życzliwości i uprzejmości rodziny płk. Tadeusza Rapackiego ma możliwość zaprezentowania wystawy i opisu zdarzeń podczas koncentracji żołnierzy Armii Krajowej z Ośrodka "Bąk" na działce, znajdującej się przy ulicy Błońskiej 3 w Nadarzynie (w latach 50-tych mieszkał tam Tadeusz Rapacki, a przez przez prawie kolejne 40 lat prowadził tam praktykę lekarską), na którą już dziś w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego serdecznie zapraszają.
Oprócz tego, pan Ryszard Zalewski zresztą jak zwykle, zebrał i przygotował materiał dotyczący sierpnia 1944 roku, w Gminie Nadarzyn:
W roku 1944 ludność Nadarzyna liczyła około 900 mieszkańców. A we wsiach Gminy Młochów zamieszkiwało około 8000 osób (od roku 1940 przybyło do gminy około 150 wysiedleńców z terenów wcielonych do Rzeszy - Wielkopolska, Bydgoskie, Wągrowiec).
W zorganizowanych strukturach Armii Krajowej na terenie ówczesnej Gminy Młochów zaprzysiężono nie mniej niż 71 żołnierzy, włącznie z sanitariuszkami i łączniczkami Wojskowej Służby Kobiet.
Według „Targa" - Władysława Kołakowskiego i „Wichra II" - Józefa Kowalskiego (relacja z 1991roku) mieszkańców wspierających aktywnie działalność żołnierzy z plutonów nadarzyńskich Armii Krajowej mogło być około 180 - 200 osób.
Rozkaz mobilizacyjny do żołnierzy kompanii „Alaska - Brzezinki" dotarł po południu 1 sierpnia.
Dowództwo Okręgu Warszawskiego sprawował wtedy gen. bryg. Albin Skroczyński „Łaszcz”, natomiast dowódcą Podokręgu Zachodniego był ppłk. dypl. Franciszek Jachieć „Roman”
Dowódcą kompanii „Alaska” (Brzezinki) zgrupowania w gajówce Grabów był ppor. Bogusław Kupliński „Kozioł, Kilof” z Brwinowa. Sztab obwodu „Bażant” mieścił się w Podkowie Leśnej.
Sztab Podokręgu Zachodniego znajdował się w Milanówku z plutonem osłony, radiostacją i grupą łączników.
Zadaniem operacyjnym żołnierzy Ośrodka „Bąk” była blokada oddziałów niemieckich w celu niedopuszczenia ich do Warszawy z chwilą, gdy rozpoczną się tam walki. Kierunki z południa i zachodu czyli drogi z Częstochowy i Żyrardowa przebiegały właśnie w obszarze ich działalności. Przewidywano również możliwość wsparcia oddziałów walczących w Warszawie.
Dla plutonów z części zachodniej ośrodka Bąk, zbiórki w trybie alarmowym w punktach kontaktowych trwały od wczesnego ranka 2 sierpnia. Koncentracja przebiegała w dwóch etapach. Wieczorem większość żołnierzy znalazła się w majątku rodziny Buksowiczów w Urszulinie skąd nastąpił wymarsz wraz z transportem broni i wyposażenia w kierunku głównej koncentracji - gajówce Grabów w lasach młochowskich.
Tam też dotarli akowcy z Nadarzyna. Nastąpiło przeliczenie sił, podział amunicji, broni oraz sprzętu. Rozdano też wszystkim biało-czerwone opaski z literami WP.
Liczy się, że zgrupowanie wynosiło od 150 do 180 żołnierzy. Z samego Nadarzyna było ich 30. Tam też zorganizowano dla nich kuchnię polową, a aprowizację zabezpieczono z majątku Młochów (plut. Wacław Franke) cielaka, kaszę, kartofle, warzywa, sprzęty kuchenne. Nastrój mimo niepogody był bojowy i ludzie byli pełni zapału.
Drugiego dnia koncentracji tj. 3 sierpnia po śniadaniu, zgromadzono oddział w stodole z zakazem jej opuszczania. Większość żołnierzy dopiero się poznawała, byli przecież w warunkach konspiracji. W tym czasie czyszczono broń oraz osuszano odzież, która zmokła w czasie ulewnego deszczu podczas marszu. Broń krótką miał co trzeci żołnierz, a długą jedyną przydatną w polu, co szósty. W ciągu dnia oczekiwano optymistycznie na rozkaz - wymarszu na Warszawę z komendy podokręgu zachodniego. Rankiem 4 sierpnia gdy przestało padać, do zgrupowania przyjechał motocyklem oficer łącznikowy z pisemnym - rozkazem niezwłocznego rozwiązania oddziału i zaniechania dalszej koncentracji. Żołnierze mieli zdać broń, oporządzenie i opaski a następnie powrócić do miejsc zamieszkania, pojedynczo lub w małych grupach. Jako powód podano brak możliwości przebicia się do Warszawy i brak dostaw oczekiwanego uzbrojenia.
Dowódca kompanii ppor. Bogusław Kupliński „Kozioł” był tym faktem rozwścieczony i próbował się przeciwstawiać, przeczuwając negatywną reakcję ludzi. Niestety rozkaz komendanta podokręgu zachodniego był nieodwołalny. Ppor. Kupliński zarządził zbiórkę kompanii, odczytał rozkaz z niezwłocznym wykonaniem. Po zdaniu broni, pozbyciu się opasek i oporządzenia nakazał zachowanie wzmożonych środków ostrożności i powrót do domów. Reakcja i wzburzenie takim obrotem spraw była niezwykle silna, szczególnie wśród młodych żołnierzy, którzy oczekiwali jednak innego rozwoju wydarzeń.
Na miejscu pozostała jedynie wybrana grupa żołnierzy i podwody do zabezpieczenia i transportu broni oraz zatarcia śladów.
W warunkach strategicznych decyzja dowództwa była słuszna, bowiem Warszawa został praktycznie odcięta z kierunku zachodniego przez brygadę Dirlewandera - zmotoryzowany batalion policji - żandarmerii, 3 pułk kozacki i pułk azerbejdżański, batalion saperów szturmowych, 5 batalion grenadierów pancernych z Kalisza, dwa szkolne bataliony z Gniezna i Rawicza oraz 608 pułk ochrony z pułkiem ochrony dywizji spadochronowo–pancernej „Hermann Göring".
Z kierunku południowego do stłumienia powstania skierowano grupę gen. Günther Rohra w sile ok. 2500 żołnierzy, w skład której wchodziły brygada RONA ok. 1700 kałmuków - własowców, 607 baon saperów, baterie 80 pułku artylerii przeciwlotniczej.
Dodatkowo, według rozpoznania oddziału por. Wacława Lewickiego z Lesznowoli. na drodze Paszków - Magdalenka znajdowało się ponad 50 pojazdów wojskowych, transportowych i opancerzonych, w tym 43 czołgi.
Warto po latach ocenić skutki innego rozkazu – tego właśnie oczekiwanego przez młodych żołnierzy ze zgrupowania w gajówce Grabów. Wykonanie blokady oddziałów niemieckich i podjęcie walki np. w rejonie Nadarzyna, nawet jeżeli początkowym etapie mogło przynieść jakiś sukces (element zaskoczenia), to w efekcie Nadarzyn zostałby niewątpliwie spalony, ludność jeżeliby nie uciekła, byłaby wymordowana.
Tu odnotować należy jednak potyczkę oddziału „Orlika” z obwodu VI (Helenów) w Paszkowie w wyniku której przejęto dokumenty sztabowe dywizji „Hermann Göring" z frontu włoskiego. Zginął tam niemiecki major i kilku żołnierzy. Wśród żołnierzy VI rejonu, byli też mieszkańcy Wolicy i Walendowa.
W czasie powstania członkowie Armii Krajowej z Nadarzyna i okolic prowadzili działania wywiadowcze, łącznikowe, i uczestniczyli w organizowaniu ośrodków pomocy dla ludności, której udało się wyrwać z walczącej Warszawy.
Rannym i chorym pomocy udzielał lekarz dr. Henryk Wróbel por. Armii Krajowej, który zorganizował niewielki szpital i nadzorował ekspozyturę RGO (Rada Głowna Opiekuńcza), która prowadziła kuchnię. Osoby cywilne znalazły noclegi krótsze lub dłuższe u wielu życzliwych mieszkańców Nadarzyna i w okolicznych wsiach.
Ważnymi działaniami było zaangażowanie w pomoc ludności cywilnej w obozie Dulag 121. Dostarczali oni tam żywność, a także opiekowali się tymi których udało się z tego obozu wydostać. W pomoc angażowali się właściciele okolicznych folwarków i nawet właściciel młyna w Nadarzynie Aleksander Ertner, z pochodzenia Niemiec.
Pomagały też, mimo własnego niedostatku i przepełnienia, siostry zakonne z Walendowa. Dostarczały furmankami żywność do obozu i przywoziły rannych i chorych, dla których zorganizowały nawet mały szpital. W pierwszych dniach powstania w Walendowie przechodził rozbite oddziały z Ochoty, Okęcia i Pęcic.
Szacunkowa ilość osób którym udzielono pomocy to nie mniej niż 5000 – 6000 osób. Większość tych ludzi przebywała tam do połowy 1945 roku.