- Myjcie się, uczcie się języków, podświetlajcie wystawy – takich rad w oficjalnym piśmie udzielił właścicielom sklepów wójt Włoszakowic Stanisław Waligóra. I rozpętał burzę. Czy słusznie?
Zaczęło się niewinnie – od listu, który wójt wielkopolskich Włoszakowic rozesłał do przedsiębiorców prowadzących w gminie sklepy. Stanisław Waligóra postanowił podzielić się z nimi swoimi spostrzeżeniami na temat prowadzenia biznesu i udzielić kilku cennych rad.
Tak więc według wójta sprawą kluczową jest oświetlenie sklepów. „Obecnie, nawet w późnych godzinach wieczornych głównymi ulicami przejeżdża wiele pojazdów, a w nich potencjalni klienci. Przez wieś pojazdy tych osób przejeżdżają wolniej i osoby podróżujące mają czas, by zwrócić uwagę na światłem reklamowane sklepy, a może nawet na wybrany towar” – snuje rozważania wójt i dodaje, że gmina już od dawna podświetla swoje budynki, a tym samym robi im reklamę. Rzecz następna: sprzedaż towarów „poprzez koszyk”. W piśmie czytamy: „Badania dawno już to udowodniły, że klient jeśli sam wybiera towar chodząc między półkami w sklepie, więcej towaru włoży do koszyka niż zamierzał”. Przy tym należy oczywiście zadbać o parkingi dla kupujących, estetyczny wygląd sklepu, ale też higienę osobistą („Sprzedaje się rękoma, stąd te ręce muszą być czyste i zadbane. Nie muszę przypominać, że brak higieny to powód wielu chorób”) i grzeczność („Sprzedawcy muszą to zrozumieć, że zadowolenie klienta jest najważniejsze”). Na tym jednak nie koniec, albowiem dobrze by było, gdyby czysty i grzeczny sprzedawca władał jeszcze językami obcymi – angielskim, niemieckim, albo francuskim. Przynajmniej w stopniu podstawowym. Wreszcie – last, but not least – kupowanie towaru w ramach dużej grupy zakupowej, bo wtedy wychodzi taniej. „Pisząc do Was moim zdaniem oczywiste sprawy, nie miałem zamiaru nikogo urazić, wręcz odwrotnie, chcę zwrócić uwagę na zagadnienia, których realizacja pozwoli Wam dalej się rozwijać w sytuacji konkurencyjnej gospodarki” – konstatuje Waligóra. Proste? Proste. Tymczasem właściciele sklepów gładko tego nie przełknęli. Przynajmniej nie wszyscy.
Pismo od wójta zostało opublikowane na lokalnym – dodajmy: niechętnym mu – portalu wloszakowice.org i rozpętała się burza. Wśród najłagodniejszych komentarzy przewija się ten o rzeczywistości niczym z Mrożka, zaś Waligóra jest nazywany „Stanisławem Pierwszym”. Na stronie można też przeczytać list otwarty autorstwa Jakuba Mąkowicza, który we Włoszakowicach prowadzi sklep internetowy. Pyta on wójta między innymi o to, czy może się pochwalić doświadczeniami, które uprawniają go do udzielania tego typu rad i prosi o wskazanie sklepów, gdzie panowałby brud, zaś obsługa byłaby niemiła. Urzędnikom dostaje się też za to, że sami nie władają językami obcymi.
Historia ta jest błaha tylko z pozoru. Każe nam się bowiem zastanowić nad tym, jak daleko sięga (powinna sięgać?) władza lokalnych samorządowców. Wójt Waligóra kieruje urzędem od kilkunastu lat. Według wielu, rządzi twardą ręką. Już wcześniej podjął kilka decyzji, które wywołały sporo kontrowersji i stały się przyczyną złośliwych komentarzy. Przez lata na przykład toczył spór z władzami powiatu leszczyńskiego. Poszło między innymi o drogi. Po licznych przepychankach wójt nakazał wyremontować jedną z nich za pieniądze gminy, potem zaś odsłonił tablicę ganiącą powiat za ignorancję i opieszałość.
Kilka lat temu media (nie tylko lokalne) obiegła z kolei informacja, że Waligóra wprowadził w urzędzie regulamin z niezwykłą precyzją określający ubiór podległych mu pracowników. Ostatnio o wójcie zrobiło się głośno po raz kolejny – na jaw wyszło bowiem, że za gminne pieniądze kupił urządzenie do wykrywania podsłuchów. Jak tłumaczył, ma ono zapobiegać wypływaniu z urzędu poufnych informacji, które dotyczą choćby przetargów.
Przypadek z listem do przedsiębiorców jest jednak inny – nie dotyczy bowiem spraw i ludzi bezpośrednio wójtowi podległych. I tu zaczyna się problem. Ktoś przecież mógłby powiedzieć: „wójt to gospodarz, a jako dobry gospodarz może, a nawet powinien poczuwać się do odpowiedzialności za wygląd i funkcjonowanie gminy jako całości”. Same Włoszakowice rzeczywiście mają się czym pochwalić. Miejscowość nawet jak na standardy Wielkopolski jest wyjątkowo czysta, uporządkowana i zasobna. Bardziej przypomina wieś rodem z Holandii niż wschodniej Europy. Z drugiej jednak strony warto odpowiedzieć sobie na pytanie, gdzie przebiega granica aktywności samorządu? Abstrahując nawet od przykładu Włoszakowic, trudno się oprzeć wrażeniu, że wójtowie i burmistrzowie tkwiący na stanowiskach od kilkunastu lat skłonni są przesuwać ją coraz bardziej i bardziej. Czasem mimowolnie, nie zawsze w imię złych intencji, ale jednak…
Tym bardziej więc należy się zastanowić, czy droga ku zachodniej Europie w wielu miejscach polskiej prowincji nie wiedzie aby przez Białoruś?
źródło:pogotowiedziennikarskie.pl
Łukasz Zalesiński