W dzisiejszych historyjkach starszym przypomnimy, a młodszym opowiemy czym kiedyś straszono dzieci.
W latach 70-tych XX wieku, jednym z haseł po którym drżały chyba wszystkie dzieciaki, było wypowiedzenie dwóch słów "Czarna Wołga". Jak napisze grzecznie, że dzieciaki uciekały, to chyba nie oddam reakcji jaka wtedy następowała. Nikt się wtedy nie oglądał, nie zastanawiał, czy naprawdę gdzieś jedzie, tylko uciekł, gdzie tylko się dało. Z autopsji pamiętam, a miałem chyba wtedy 7-8 lat, jak razem z grupą naszej podwórkowej bandy uciekliśmy wszyscy do lasu i każdy wdrapał sie na drzewo. Niestety finał był taki, że ja jako najmłodszy, z tego drzewa zejść już nie umiałem i musiał ściągać mnie ojciec :-)).
Według legend i plotek czarna wołga miała jeździć po drogach, najlepiej tuż przed zmrokiem i porywać dzieci. Jedną z wersji, bo było ich kilka, było to, że wołgą jeździły wampiry, które z porwanych dzieci wypijały krew. Były tez warianty w których mówiono o wycinaniu organów na przeszczepy i wiele innych. Jak to plotka, żyła własnym życiem i każdy dodawał później coś od siebie. Fakt był taki, że popłoch robiła niemały.
Historia o czarnych wołgach powstała prawdopodobnie w „departamencie plotki”, znajdującym się w tamtych czasach w MSW. Nie ma potwierdzenia, ale plotkę ponoć rozpowszechniali funkcjonariusze służb specjalnych, chcąc w ten sposób ośmieszyć i sprawdzić reakcję społeczeństwa na prawdziwe fakty w których to właśnie oni jeżdżąc cywilnymi czarnymi samochodami wciągali do samochodu nie dzieci, ale dorosłych, aresztując ich jako przeciwników PRL-u.