Niedziela, piękna pogoda, późne popołudnie. Siedzę wbity w fotel na tarasie i kończę poobiednią kawę. Wokoło nic się nie dzieje, cisza, którą przerwał tylko głośny śmiech jadącej drogą obok mojego domu grupy nastolatek na rowerach. Kiedy dziewczynki zniknęły mi z pola widzenia usłyszałem najpierw głośne tarcie metalu o asfalt i huk uderzenia. W pierwszej chwili pomyślałem, Boże, dziewczynki na rowerach. Biegnąc drogą zauważyłem, że dziewczynki zdążyły przejechać i nic im nie jest, ale w rowie leży ciężki motocykl Kawasaki 1500, a pod nim człowiek. Motocykl całym swym ciężarem przygniótł motocyklistę. Wiedziałem, że jest z nim bardzo źle. Motocyklista leżał na wznak. Nie oddychał, oczy szeroko otwarte, a usta miał pełne krwi, którą zaczął się dusić. Najprawdopodobniej połamane żebra poprzebijały mu płuca. Szybki telefon na 112 i razem z sąsiadem zdjęliśmy z niego motor. Sam nie wiem jak nam się udało podnieść w rowie motor, który waży około 400 kilogramów. Zastosowanie ułożenia bocznego motocyklisty, oczyszczenie dróg oddechowych z krwi spowodowało, że zaczął odzyskiwać przytomność i oddychać. I wtedy poczułem od motocyklisty wyraźny zapach alkoholu. Motocyklista był pijany. Po kilku minutach przyjechało pogotowie ratunkowe, straż pożarna i policja. Zabierany na nosze motocyklista zaczął bełkotać coś niezrozumiałego. Pogotowie zabrało rannego motocyklistę, policja zabezpieczyła motocykl u sołtysa (mojego sąsiada), straż pożarna odjechała.
I na tym mogłoby zakończyć się moje opowiadanie o tym wypadku, ale nie. To trzeba spuentować, bo w poniedziałek wieczorem u sąsiada-sołtysa zjawiła się rodzina motocyklisty odebrać motor. Przyszli też i do mnie podziękować za to, że udzieliłem motocykliście pomocy i próbowałem go ratować. Niestety, pomimo wysiłku mojego, ratowników i lekarzy mężczyzna w wyniku ciężkich obrażeń wewnętrznych, w poniedziałek koło południa człowiek ten zmarł w szpitalu. Miał 51 lat. Na pytanie do jego córki dlaczego wiedząc, że jest on pijany pozwoliliście ojcu wsiąść na motor nie uzyskałem odpowiedzi, a tylko płacz jego najbliższych. Przypomniałem im sytuację z dnia wczorajszego, o jadących na rowerach tą drogą nastolatkach. Przecież on mógł je także ranić lub odebrać im życie!
Ten motocyklista wymierzył sobie sam bardzo okrutną sprawiedliwość za to co zrobił. Ale na kanwie różnych dyskusji jak osoba pijana siadająca za kierownicę powinna być społecznie i prawnie traktowana, odpowiadam: jak potencjalny morderca. Bardzo mnie dziwi, że są wśród nas osoby tolerujące pijaków przyłapanych na jeździe po wódce pojazdami mechanicznymi. Mówienie, że przecież nic się nie stało, przecież nie spowodował wypadku jadąc pijanym, zdarzyło mu się jest zwyczajnie obrzydliwe. Gdzie wyobraźnia tych osób! Ja cały czas mam przed oczami grupę tych rozradowanych dziewczynek na rowerach. Dużo brakowało do olbrzymiej tragedii? Dwie, trzy sekundy, kilkanaście metrów? Czy ktoś z osób przyzwalających na pobłażliwość w stosunku do takich pijaków-morderców zastanowił się nad tym?
P.S. Gdyby ktoś z Was myślał, że to jest tylko opowiadanie, to niestety, ta sytuacja naprawdę się wydarzyła, a numer rejestracyjny motocykla, o zgrozo, zaczynał się na WPR…. .
Imię i nazwisko znane redakcji
"Bo wypadek to dziwna rzecz. Nigdy jej nie ma, dopóki się nie wydarzy." - Alan Alexander Milne (z książki Kubuś Puchatek)