Oczekiwania co do wpływu Euro 2012 na polską gospodarkę były bardzo duże. Inwestowano na potęgę w drogi, kolej i obiekty sportowe. Na zwiększone zyski liczyli usługodawcy: hotelarze, restauratorzy i taksówkarze. Już dziś wiadomo, że wymierne efekty mogą być słabsze niż początkowo sądzono. – Są jednak efekty, których nie da się przeliczyć, a które mają ogromne znaczenie dla gospodarki – podkreśla prof. Elżbieta Mączyńska. – Problem tylko, jak to wykorzystać po Euro.
Nowe drogi, autostrady, zmodernizowane trasy kolejowe i odnowione dworce. Od kilku lat na takie inwestycje infrastrukturalne Polska przeznaczała wiele miliardów złotych. I chociaż nakłady da się policzyć, to wymierne skutki trudno szacować.
– Tego typu inwestycje trzeba rozpatrywać nie tylko pod kątem bezpośrednich materialnych nakładów i bezpośrednich efektów, czyli np. wpływów za bilety, ale przede wszystkim pod kątem tych niepoliczalnych – uważa prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. – Efekty zewnętrzne, czyli lepszy wizerunek Polski, to, że będzie więcej turystów do Polski przyjeżdżało, to, że Polska zostanie pokazana w rozmachu inwestycyjnym – to są efekty, których nie da się przeliczyć dokładnie, a które mają ogromne znaczenie dla gospodarki.
Zdaniem ekonomistki, inwestycje te wpływają na polską gospodarkę już od jakiegoś czasu, dając miejsca pracy i poprawiając stan infrastruktury. Paradoksalnie, pewne opóźnienia w realizacji niektórych projektów spowodują, że jeszcze po zakończeniu Euro 2012 będziemy odczuwać bezpośrednie skutki tej imprezy.
– Fakt, że nie zdążyliśmy ze wszystkimi inwestycjami związanymi z Euro oznacza, że jeszcze ciągle będzie ten rok owocował miejscami pracy, a takie inwestycje infrastrukturalne mają efekt mnożnikowy, bo angażują inne gałęzie gospodarki – mówi prof. Mączyńska Agencji Informacyjnej Newseria.
Jak wyjaśnia, w ten sposób powstaje system naczyń połączonych: większe zatrudnienie, to również wyższe domowe budżety, a co za tym idzie większa konsumpcja, która daje szansę producentom na zwiększenie sprzedaży.
Euro 2012 dawało również szansę na zarobek usługodawcom w miastach-gospodarzach rozgrywek piłkarskich. Taksówkarze, restauratorzy, sklepikarze i hotelarze liczyli na zdecydowany wzrost obrotów i zysków. Wstępne szacunki wskazują jednak, że niektóre oczekiwania były na wyrost. Zdaniem prezes PTE, to również wina samych zainteresowanych, którzy w nadziei na zyski windowali ceny o kilkadziesiąt, a nawet o kilkaset procent.
– Chciwy dwa razy traci – ocenia prof. Mączyńska. – Jeżeli niektóre hotele pozwoliły sobie na ogromny skok cen, tylko z powodu Euro, to z Berlina opłacało się bardziej tanimi liniami przylecieć i natychmiast po meczu wylecieć, niż zamówić sobie hotel i zostać na noc w Polsce. Oczywiście gospodarka i branża hotelarska na tym traci.
Jak przyznaje ekonomistka, Mistrzostwa Europy skróciły Polakom wizję rozwoju gospodarczego i inwestycyjnego. Część projektów była realizowana z założeniem "byle do Euro" i ich ukończenie, według prof. Elżbiety Mączyńskiej, tylko połowa sukcesu. Większym wyzwaniem będzie teraz odpowiednie wykorzystanie zrealizowanych projektów infrastrukturalnych i sportowych.
Jak pokazują doświadczenia innych krajów, budowa obiektu sportowego, jakim jest stadion, rzadko się zwraca. Wpływy z organizowanych na nim pokazów, wystaw, targów, konferencji czy wydarzeń sportowych i artystycznych, wraz z innymi przychodami mogą ledwo wystarczyć na pokrycie kosztów rocznego utrzymania obiektu.
Zdaniem ekonomistki, można jednak stadiony wykorzystywać w celach społecznych.
– Jeżeli stadion będzie stał pusty i nie będzie się tam wpuszczało młodzieży, żeby mogła sobie poćwiczyć albo nie będzie się organizowało imprez związanych z poprawą zdrowia i kondycji młodzieży, to można powiedzieć, że to się odbyło kosztem społecznym – podkreśla prof. Elżbieta Mączyńska. – Jeśli ten potencjał zostanie dobrze wykorzystany, to będzie miało wielkie efekty, pozytywne społecznie, bo może zachęcać młodzież do zainteresowania się sportem zamiast siedzenia przy komputerach.
Do tego jednak potrzebne są decyzje polityczne i to na najwyższych szczeblach. I nie tylko w kwestiach wykorzystania nowych stadionów.
– To cechuje naszą gospodarkę, że nie mamy długoterminowej strategii. Euro się skończy i trzeba mieć nową perspektywę i nowe cele – przekonuje prezes PTE. – Krótkookresowe podejście ma swoje walory, ale nic tak dobrze nie robi teraźniejszości, jak dobrze przemyślana przyszłość.
I dodaje: - Myślę, ze gospodarka polska jest wciąż niedoinwestowana i to w tego typu inwestycje, które dają ogromne efekty mnożnikowe i ogromne efekty.